- Dość milczenia i zamiatania problemów pod dywan! Trzeba było prasy, aby pokazać, jakie u nas w Jaworniku dzieją się rzeczy! Zgłosiliśmy sprawę do prokuratury i poinformowaliśmy Wojewódzkiego Kuratora Oświaty. Nie może tak być! – napisali do nas mieszkańcy z gminy Jawornik Polski, którzy po naszym tekście o byłej nauczycielce z tamtejszej szkoły zgłosili sprawę pobicia odpowiednim organom.

Przypomnijmy; 9 października pisaliśmy na łamach Super Nowości o nauczycielce z Zespołu Szkół w Jaworniku Polskim, która miała być zwolniona, oraz, jak twierdziła wówczas, pobita przez dyrektorkę Romanę Dubas. Poszkodowana posiadała obdukcję lekarską oraz nosił się z zamiarem zgłoszenia sprawy do rozstrzygnięcia przez sąd. Romana Dubas wówczas zaprzeczyła, by taka sytuacja miała miejsce, ale po naszym artykule nie chciała już się kontaktować z mediami, podzielając tym samym stanowisko swojego pracodawcy, czyli wójta Stanisława Petyny. Oboje nabrali wody w usta i nie chcieli tłumaczyć się z szeregu negatywnych komentarzy pod adresem szkoły, jakie pisali nasi Czytelnicy na stronie internetowej.

Oburzeni mieszkańcy postanowili jednak rozliczyć odpowiedzialnych za taki stan rzeczy i zaznaczali nam, iż o nagannym zachowaniu dyrektorki szkoły poinformowali Wojewódzkiego Kuratora Oświaty oraz Prokuraturę Rejonową w Przeworsku.

Prokurator Rejonowy z Przeworska, Mariusz Tworek, potwierdzał nam, iż taka informacja wpłynęła do prokuratury 4 listopada i zawiadomienie dotyczyło naruszenia nietykalności cielesnej. – Na tym etapie nic nie mogę powiedzieć więcej. Musimy ustalić okoliczności zdarzenia, sprawdzić, gdzie wydarzenie miało miejsce. Będziemy sprawę wyjaśniać – skwitował M. Tworek.

W Wojewódzkim Kuratorium Oświaty w Rzeszowie usłyszeliśmy, że skarga również wpłynęła, ale nie zostanie rozpatrzona. – Mamy takie pismo, ale to jest anonim. Podpisali się pod nim mieszkańcy, którzy byli zbulwersowani zachowaniem dyrektorki, o którym dowiedzieli się z prasy. Nie możemy rozpatrywać takich skarg, bo powinna to zgłosić sama poszkodowana i na pewno nie do nas. Nas obowiązuje regulamin – usłyszeliśmy w słuchawce.

vk

Źródło: http://supernowosci24.pl/czy-doszlo-do-pobicia-nauczycielki-przez-dyrektorke-szkoly/

JAWORNIK POLSKI. Wyborcze piekiełko w gminie.

Kampania wyborcza w pełni, boje toczą się w miastach i w  gminach. Kolejne osoby z Jawornika Polskiego opowiadają o grzechach panującego tam wójta Stanisława Petyni.

Krystyna Jamrozik mówi, o tym, że radny Bogdan Żuczek podczas zbierania podpisów zaproponował jej rodzinie laptop w zamian za oddanie głosu na wspomnianego radnego i wójta Stanisława Petynię. – Gdy zbierał podpisy, mówił, żeby wniosek napisać, a każdy, kto zagłosuje na Petynię i na Żuczka, dostanie laptop! Niektórym to nawet po dwa obiecywał. Jest jakiś program unijny, wyrównywanie szans bodajże, i gmina ma dostać laptopy, ale oni zamiast najbiedniejszym, to chcą je przyznawać wedle woli i uznania, a raczej za poparcie – opowiadała kobieta.

Radny Bogdan Żuczek zaprzecza: – Nikomu nic nie proponowałem, to są pomówienia. Co prawda, wspomniałem kilku rodzinom, które w mojej ocenie są biedniejsze, żeby napisały wniosek, ale to nie miało nic wspólnego z wyborami. Gmina jest w programie unijnym, dzięki któremu możemy najbiedniejszym przekazać 100 laptopów i podłączyć do Internetu ludzi, którzy go nie mają. O tym, kto dostanie komputer, zadecyduje specjalna komisja powołana z pracowników gminy. Jeżeli ktoś przyszedł poskarżyć się, że coś takiego mówiłem, to ludzie obrażani na mnie i obecnego wójta.

Przeczytaj pełny tekst artykułu w papierowym wydaniu Super Nowości.

Viktoria Krakowska

Źródło: http://supernowosci24.pl/laptopy-za-poparcie-wojta/

 

JAWORNIK POLSKI. Internauci krytykują szkołę w Jaworniku. Biologia jest tylko imitacją biologii, a informatyka to przeróżne gry i zabawy.

Po naszym artykule o nauczycielce z Jawornika Polskiego, która opowiadała nam o zwolnieniu i pobiciu przez dyrektorkę szkoły, zawrzało w Internecie. Posypały się mocne komentarze sugerujące, że Zespół Szkół w tej miejscowości jest przechowalnią dusz, a nie miejscem zdobywania wiedzy. Dyrektorka i wójt nie chcą z nami rozmawiać.

Po tym, jak tekst „Zwolniona dyrektorka pobita przez dyrektorkę szkoły?” pojawił się na portalu supernowosci24.pl posypało się kilkadziesiąt krytycznych komentarzy internautów podających się za absolwentów szkoły w Jaworniku Polskim. Czytelnik podpisujący się „absolwent” pisał: „co do nauczycieli to racja, u niektórych dawali tekst na informatyce do przepisania i tyle (…) nauczyciele wychowania fizycznego, informatyki, geografii, mało co nauczyli”.

Przeczytaj pełny tekst artykułu w papierowym wydaniu Super Nowości.

Viktoria Krakowska

Źródło: http://supernowosci24.pl/wojt-i-dyrektorka-nabrali-wody-w-usta/

Co się dzieje w Jaworniku Polskim pod rządami wójta Stanisława Petyni?

23 marca 2013 kilku pracowników Wydziału Gospodarczego w Urzędzie Gminy w Jaworniku Polskim złożyło na ręce wójta Stanisława Petyni oraz przewodniczącego Rady Gminy Marka Makarskiego kontrowersyjny dokument. Dowiedzieliśmy się, że poruszony w nim problem ostatecznie trafił na policję.Z dokumentu wynika, że jeden ze współpracowników wójta (który ma być według nich jego bliskim znajomym) dopuszcza się nękania podwqładnych.

W rozmowie z nami jeden z mężczyzn zasugerował, że sprzęt, którym się posługują pracownicy bazy w Jaworniku Polskim, jest niesprawny. – Wysyłało się nas w nocy odśnieżarką bez świateł i bez akumulatora. Asfalciarka nie miała hamulców, a traktory, które tam jeżdżą, to już osobna historia. Sprzęt, którym karze się tam ludziom pracować, jest dla nich niebezpieczny, a nie im pomocny – mówi były pracownik. – Zgłosiliśmy to na policję, ale nic nie wskóraliśmy. Policjant, owszem, przyszedł do nas na bazę, ale zwołał wszystkich pracowników, łącznie z kolegą wójta, na którego się skarżyliśmy, i pytał ludzi stojących w grupie na placu „wobec kogo tutaj stosowany jest mobbing”. Nikt się nie odezwał, bo wszyscy się bali zemsty wójta. Teraz ten człowiek ma wyższe stanowisko na bazie, a w naszej sprawie nie zrobiono nic – ubolewa mężczyzna.

(...)

Pełną treść artykułu znajdziesz w bieżącym wydaniu ŻP.

(Beata Olejarka)

Źródłó: Życie Przemyskie

Na przedostatnim spotkaniu wiejskim w Hadlach Kańczuckich, wójt gminy Jawornik Polski Stanisław Petynia, obiecał mieszkańcom wyremontować drogę. Była wczesna wiosna. I rzeczywiście niespełna miesiąc temu, inwestycja ruszyła, ale nowa, asfaltowa nakładka kończy się po ok. 450 metrach. Teraz mieszkańcy zastanawiają się czy zabrakło pieniędzy, czy może jednak dobrych chęci, bo nie kryją, że ich zdaniem, w Hadlach Kańczuckich obecny włodarz nie może liczyć na spore poparcie w zbliżających się wyborach.

Sołtys wsi Hadle Kańczuckie Jan Pinkowicz uważa, że to nie w porządku ze strony wójta. Obiecywał i nagle zasłania się brakiem pieniędzy. A inne inwestycje, mniejsze czy większe, idą w gminie do przodu. Mieszkańcy przychodzą do sołtysa i pytają, dlaczego tak się stało.

   Do połowy odcinka drogę zrobił poprzedni Wójt. Począwszy od domu sołtysa przy drodze wojewódzkiej, wykonano połowę z połowy, ok. 450 m. W środku zostało jakieś 300 m.

Droga jest zbyt wąska, dwa samochody się nie miną, jeżeli któryś nie zjedzie z utwardzonej nawierzchni – wyjaśnia sołtys. – Jeśli Wójt wykonuje inwestycje, obiecuje ludziom drogę, nich zrobi to do końca.

   Kilku mieszkańców wsi, których domy stoją przy wspomnianej drodze, jest zdania, że jeśli nie ma pieniędzy na ich drogę, to niech i dla innych nie będzie.

   W gminie, jak się okazuje, rzeczywiście na pełny remont zabrakło pieniędzy. Choć chęci są.

Drogę wyremontowaliśmy na najbardziej zniszczonym odcinku, o dł. 425 m, za kwotę ponad 50 tys. zł ze środków własnych – informuje Agnieszka Czapla, sekretarz Urzędu Gminy w Jaworniku Polskim. – Inwestycja była konsultowana z mieszkańcami dwukrotnie i remont był wykonywany zgodnie z ich sugestiami, choćby w kwestii odwodnienia. Wspólnie planowaliśmy jak zabezpieczyć drogę, by nie ulegała dalszej degradacji. Niestety, nie byliśmy w stanie w tym roku wyłożyć na ten cel pełnej kwoty, ponieważ musimy również zabezpieczyć wkład własny, gdy staramy się o środki zewnętrzne na inne inwestycje. Zapewniam, że w miarę możliwości finansowych, droga zostanie ukończona – zakończyła Sekretarz.

 

Źródło: http://www.jaroslawska.pl/artykul/11072

Marzenna Gudyka, była już pedagog nauczania początkowego w Zespole Szkół w Jaworniku Polskim uważa, że niesłusznie zwolniono ją z pracy, zaś okoliczności towarzyszące rozstaniu się ze szkołą były, według nauczycielki, karygodne. Twierdzi, że dyrektor szkoły użyła wobec niej siły. Romana Dubas, dyrektor ZS w Jaworniku Polskim zaprzecza, jakoby doszło do szarpaniny z nauczycielką.

Jawornik Polski to niewielka gmina w powiecie przeworskim. Marzenna Gudyka (51 l.), pracowała w Zespole Szkół im. Jana Pawła II. Ubiegły rok szkolny był dla niej ostatnim, obecnie jest bezrobotna, gdyż, jak twierdzi, została niesłusznie zwolniona oraz pobita przez dyrektorkę szkoły.

- Pracowałam w tej szkole bardzo długo. Nie mogę sobie nic zarzucić, w trakcie roku szkolnego byłam oceniana przez ówczesną dyrektorkę Romanę Dubas, opina po tej kontroli była pozytywna. Niestety, pani dyrektor długo już nosiła się z zamiarem zwolnienia mnie. W czerwcu 2013 roku dostałam wypowiedzenie, mój ojciec tak się tym przejmował, że przez to zmarł, sprawę oddałam do sądu. Prawnik polecił mi, abym udała się do szkoły i wybrała dokumenty – mówi zmartwiona kobieta. – 12 lipca 2013 roku poszłam do szkoły, w której pracowałam. Poprosiłam o dokumenty, dyrektorka wydała mi je, ale w opinii z lekcji kontrolnej, którą zresztą podpisywałam, innym długopisem dopisane było kilka zdań negatywnych o mojej pracy. Zdenerwowałam się i pytałam, dlaczego takie coś zostało dopisane bez mojej wiedzy. Romana Dubas zdenerwowała się jeszcze bardziej i przez biurko starała mi się wyrwać dokumenty. Trzymałam je mocno i nie pozwoliłam na to. Wówczas kobieta wstała i zaczęła mnie szarpać za ramiona. Przestraszyłam się, chciałam uciec, ale drzwi były zamknięte. W momencie, gdy próbowałam je otworzyć, dyrektorka wyszarpała z moich rąk kartki i bardzo mocno ścisnęła moje ręce szarpiąc mnie przy tym za ramiona. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje – żali się M. Gudyka

Przeczytaj pełny tekst artykułu w papierowym wydaniu Super Nowości.

Wiktoria Krakowska

Źródło: Super Nowości z 09.10.2014

Po tekście „Dwa razy zapłacili za jeden plac zabaw” zadzwoniła do nas była skarbniczka gminy Jawornik Polski. Jej zdaniem wójt Stanisław Petynia w swoich wyjaśnieniach minął się z prawdą.

ł się z dokumentami. Doskonale wiedział, co podpisuje. Miał u siebie cały segregator dotyczący tej inwestycji. Kontrowersyjny przetarg z firmą Łączbud rozpoczął poprzedni wójt, a zakończył Petynia. Dla mnie najistotniejszy jest fakt, że Stanisław Petynia sugerował, iż z papierów gminy w tajemniczy sposób znikło porozumienie, które podpisałam ja, poprzedni wójt oraz przedstawiciel Łączbudu.

A wynikało z niego, że firma, która wykonywała całą inwestycję, zobowiązuje się po zakończeniu prac wystawić fakturę z właściwym kontem. Firma celowo wysłała fakturę i wezwanie do zapłaty ze złym numerem konta. Oszukując przy tym gminę Jawornik Polski, jak i kilka innych. Dlaczego wójt Stanisław Petynia twierdzi, że takowe porozumienie zginęło i on w niewiedzy zapłacił dwa razy za ten plac zabaw? 20 grudnia 2010 złożyłam wniosek o urlop wychowawczy. Dostałam zgodę na piśmie, że mogę na niego pójść od 3 stycznia 2011 roku, ale zaraz po tym, jak złożyłam pismo w tej sprawie, wójt zasugerował, że powinnam odejść z pracy od razu. Odeszłam, dostałam świetne referencje. W 2013 roku dostałam wezwanie do zapłaty z kancelarii adwokackiej, która reprezentowała Stanisława Petynię, na kwotę 420 tysięcy złotych! Zapytałam o podstawę prawną takiego pisma oraz czy wójt Petynia też dostał takowe, gdyż przecież razem podpisywaliśmy dokumenty bankowe i przelew. Według ustawy o finansach publicznych wójt odpowiada za takie transakcje. Do dzisiaj żadnej odpowiedzi nie otrzymałam – mówi W. Paszyńska-Fudała.

Źródło: Życie Podkarpackie

Gdzie trafiają odpady z oczyszczalni ścieków?

Z niepokojącymi doniesieniem zgłosił się do nas jeden z mieszkańców Jawornika Polskiego, położonego terenie powiatu przeworskiego, sugerując jakoby tamtejszy wójt zaniedbał procedurę wywożenie nieczystości z oczyszczalni ścieków. Zamiast do zakładu utylizacji, miały trafiać do pobliskiego lasu.

Nasz informator prosił o sprawdzenie, czy faktycznie odpady trafiają do lasu, a w konsekwencji do rzeki. – Osad, który pozostaje po oczyszczeniu wody, musi być gdzieś wywożony. Według mnie, powinien to być to specjalny zakład utylizacji, nie las. A właśnie tam mężczyzna na polecenie wójta kilka razy w  miesiącu wywozi beczki z nieczystościami. Jedna beczka ma trzy tysiące litrów. Proszę sobie wyobrazić, jaki tam jest smród, tego nie da się ukryć – mówił mieszkaniec.

Inne osoby też o tym mówią
Sąsiedzi, którzy mieszkają przy drodze, którą ma jeździć traktor z odpadami, potwierdzają, że taka sytuacja ma miejsce. Monika Majger zaznaczała, że dzieje się to nagminnie. – Wójt czuje się bezkarny, więc robi co chce. Prywatny człowiek swoim traktorem wywozi nieczystości na swoją działkę i do lasu. Jak tam wyleją te brudy, to usycha trawa i śmierdzi tak, że podejść nie można – mówi kobieta. Inna sąsiadka, Krystyna Jamrozik, wskazuje dokładnie łąkę oraz miejsce w lesie, gdzie wywożone są nieczystości, po czym mają spływać do pobliskiego potoku. – Najgorszy zapach unosi się, kiedy zmienia się pogoda. Czasem chodziłam do lasu na grzyby, ale jak wyleje się takie brudy, to nic tam nie rośnie. W sierpniu było tutaj biało, ani źdźbła trawy i nikt nic z tym nie zrobił – skarżyła się K. Jamrozik.

Niejasna odpowiedź gminy
Zapytaliśmy wójta Jawornika Polskiego Stanisława Petynię, gdzie wywożone są nieczystości z oczyszczalni ścieków. Wójt po chwili zastanowienia odpowiedział, że ma podpisaną umowę z jakąś firmą, ale nie pamięta z jaką. Pytamy więc: – Panie wójcie, słyszeliśmy od mieszkańców, że tych nieczystości nie wywozi żadna firma, tylko osoba prywata, w dodatku do lasu. – Trudno mi to skomentować, gdyby pani mi podała numery działek… – odpowiedział wójt. Pytamy dalej: – Czy to nie jest bomba ekologiczna? Nieczystości wywozi się do lasu, a pan o niczym nie wie, mimo iż to pana gmina? – Pierwszy raz słyszę o tej sytuacji – odpowiedział zmieszany.

Postanowiliśmy zadzwonić na następny dzień i zapytać o nazwę firmy. Oddzwoniła do nas sekretarz gminy Agnieszka Czapla, która zaznacza, że gmina ma podpisaną umowę z osobą prywatną, która odbiera od nich wspomniane nieczystości. – Nie ma potrzeby, aby musiał to robić specjalny zakład. Ta osoba nie bierze od nas żadnych pieniędzy, więc gmina oszczędza – usłyszeliśmy w słuchawce. Pytamy sekretarz, dlaczego nieczystości wywozi się do lasu. – Proszę pani, to pytanie nie od nas, my mamy umowę z człowiekiem, który wie, co odbiera i wie, co z tym zrobić – skwitowała A. Czapla.

Viktoria Krakowska

Źródło: Super Nowości z 01.10.2014

W ramach naszego cyklu artykułów udaliśmy się do Jawornika Polskiego, gdzie spotkaliśmy się ze Stowarzyszeniem Tradycji i Kultury Wiejskiej „Jawornik”. Jest to organizacja, która skupia Koło Gospodyń Wiejskich, Zespół Śpiewaczy „Jawor” oraz Gminną Kapelę Ludową „Jaworniczanie”.

Koło Gospodyń Wiejskich w Jaworniku Polskim funkcjonuje przy Gminnym Ośrodku Kultury już od blisko 15 lat, a jego założycielką i pierwszą przewodniczącą była p. Maria Makarska. Dzięki utworzeniu stowarzyszenia w 2012 roku, możliwe stało się połączenie wszystkich organizacji pod jednym szyldem.

– Podczas tworzenia Stowarzyszenia wspierały nas władze gminy na czele z wójtem Stanisławem Petynia, pomagając dopełnić wszystkich formalności oraz udostępniając miejsce na naszą siedzibę w odrestaurowanym budynku „Technitexu” – mówi Łukasz Kawaliło, obecnie prezes Stowarzyszenia.

Nasza działalność:

Ostatnim przedsięwzięciem, w które stowarzyszenie mocno się zaangażowało, był projekt „Przeszłość dla przyszłości”, którego Gmina Jawornik Polski była partnerem w ramach współpracy gmin z powiatu przeworskiego i rzeszowskiego.

– Na tę okoliczność przygotowałyśmy stoisko z tradycyjnym jadłem na stacji PKP w Manasterzu, gdzie przygrywała nasza Kapela, a gospodynie z KGW częstowały pasażerów Kolejki Wąskotorowej „Pogórzanin” tradycyjnymi potrawami –opowiada Elżbieta Krupa, członek organizacji.

Ważnym wydarzeniem jest udział w sierpniowych Dożynkach Gminnych, które w br. odbędą się 15 sierpnia w Hucisku Jawornickim. Ceremonia obejmuje przejazd starodawnego orszaku dożynkowego do kościoła, a następnie do miejsca, w którym odbywają się dalsze uroczystości. Przygotowanie wieńca rozpoczyna się od zebrania zbóż. – Już w przyszłym tygodniu będziemy zbierali kłosy zbóż, które wykorzystamy do uwicia dożynkowego wieńca – oznajmia Krystyna Łysiak, członek stowarzyszenia.

Eugeniusz Świst i Zbigniew Krupa zajmują się wykonaniem stelaża, który następnie jest przyozdabiany przez Panie z Koła. Prócz wieńca, członkowie Zespołu oraz Kapeli przygotowują odpowiednie na ten dzień skecze, przyśpiewki oraz pieśni ludowe.

– Podczas jednych dożynek zaprezentowaliśmy humorystyczny skecz „Kokoszka”. Przedstawienie wszystkim tak się bardzo spodobało, że do dziś w rozmowach jeszcze często je wspominają – podkreśla Marian Łysiak, członek organizacji.

   Stowarzyszenie zawsze pomaga w organizacji Dni Gminy Jawornik Polski, które w br. odbędą się 27 lipca na stadionie w Jaworniku Polskim, a gwiazdą wieczoru będzie Kabaret „KaŁaMaSz” oraz Zespół Bayer Full. Uroczystość ta połączona jest razem z rozgrywkami piłkarskimi o Puchar Wójta na terenie Zespołu Pałacowo-Parkowego w Hadlach Szklarskich.

Warto zaznaczyć, że w tym roku Zespół Śpiewaczy „Jawor” zajął drugie miejsce w Regionalnym Przeglądzie Grup Śpiewaczych w Zarzeczu. Ponadto zespół bierze udział w Przeglądzie Kolęd i Pastorałek w Pawłosiowie.

– Podczas występów zaprezentowaliśmy utwór „Poszła baba do sąsiada”, który jest hymnem naszego Zespołu oraz „Matko przed Twoim obrazem” – mówi Ł. Kawaliło.

W 2004 roku, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, Panie z Koła oraz Zespołu prezentowały tradycyjne jadło i polskie zwyczaje na granicy Francji i Niemiec – wspomina Teresa Kolano, przewodnicząca Koła.

   Członkowie Stowarzyszenia uczestniczą również w przeglądach kulinarnych, podczas których prezentują dawne tradycyjne potrawy. W ubiegłym roku za sprawą swoich potraw Panie zajęły I miejsce podczas Biesiady nad Morawskim Łęgiem, za piosenkę z inscenizacją oraz zupę z pencakiem i krugiel.

– Wiele z moich przepisów ma ponad 200 lat, przekazywane były one w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie – mówi Helena Żak, wieloletnia członkini Koła.

Czego nam brakuje?

Członkowie Stowarzyszenia są zadowoleni ze swojej siedziby oraz strojów ludowych, pozyskanych za sprawą Wójta Gminy Jawornik Polski, któremu są bardzo wdzięczni za starania, aby tradycja została podtrzymana. Jednak coraz bardziej odczuwalny staje się brak młodych osób, chcących działać w Stowarzyszeniu.

– Zależy nam na przekazaniu tradycji kolejnym pokoleniom – mówi Ł. Kawaliło.

Wszystkim osobom z jaworskiego Stowarzyszenia życzymy zdrowia oraz wszelkiej pomyślności na kolejne lata działalności.

 

Źródło: http://www.jaroslawska.pl/artykul/10764

W 1993 r. miało miejsce scalenie gruntów w Jaworniku Polskim, w wyniku którego zabudowana domem mieszkalnym i innymi budynkami działka Bogusławy i Stefana Gujdów zmieniła swoje granice. Bez ich wiedzy i bez zgody. Z trzech stron. Po 5 latach, w 1998 roku, prawda ujrzała światło dzienne. I wtedy zaczęło się szukanie winnego i domaganie praw. Trwa to już... 15 lat!

Pewnego dnia, wróciliśmy z krótkotrwałego wyjazdu i zobaczyliśmy z mężem z jednej strony budynku mieszkalnego wykonany koparką podkop na głębokość ok. 1,4 metra – opowiada Bogusława Gujda, mieszkanka Jawornika Polskiego. – W tej sytuacji, przy domu zostało 1-1,5 metra utwardzonego gruntu, a nie jak dotąd 4 metry od domu do naszej granicy.

   Podkop wykonał sąsiad, wierząc, że po 5 latach, kiedy już nikt nie wnosił co do usytuowania granic żadnych uwag, może czynić na nim, co mu się żywnie podoba. Jak na swoim. A podkop był potrzebny, by swobodnie korzystać z dojazdu do wybudowanych na jego działce, sporej wielkości blaszanych garaży.

   Rodzina przeżyła wielki szok w wyniku ujawnionej prawdy. W 1978 r. zaczęła budować dom z pełną dokumentacją i przy zachowaniu odległości od granic sąsiednich działek. A tu się nagle okazuje, że wszystko jest odwrotnie. Teraz to sąsiad ma od garażu do granicy 4 metry, a p. Bogusława 2 metry.

Scalenie miało obejmować pola, grunty rolnicze, a tereny mieszkalne miały być wyłączone z tych czynności. Był na to stosowny dokument!  I my wierzyliśmy, że tak jest. Nie składaliśmy żadnej deklaracji na poddanie scaleniu naszego gruntu. Nawet mój ojciec, który był w Komisji Scaleniowej nie wiedział, że działka z domem mogła zmienić granice. Przerażeni faktem zgłosiliśmy sprawę do nadzoru budowlanego – opowiada p. Bogusława.

   Nadzór budowlany pojawił się w domu państwa Gujdów. Sąsiad, wezwany do okazania dokumentów zezwalających na postawienie garaży, takowych nie miał, co czyniło je samowolą budowlaną.

Dopiero jak pojechaliśmy z mężem do Powiatowego Ośrodka Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Przeworsku, zobaczyliśmy, że mamy zmienione granice – kontynuuje.

 

Walka o swoje, za nie swoje błędy

Od tamtego czasu zaczął się bój o swoje i pisanie pism z odwołaniami, udowadniając, że doszło do rażących naruszeń prawa i by przywrócić stan granic przed scaleniowych.

   Rodzina już nawet odpuściła jedną granice, porozumiewając się z blisko mieszkającymi sąsiadami z drugiej strony. Kłopot pozostał z działką od frontu domu. Gujdowie pisali do Gminy, aby zwrócono jej niesłusznie zabrany fragment w kształcie trójkąta. Postawiony przed „trójkątem” drewniany płotek miał tylko dzielić zagospodarowany ogródek od reszty posesji, a nigdy nie był granicą oficjalną. Tak, niestety, zostało przyjęte przez geodetę.

   Największy jednak kłopot był z działką pomiędzy Gujdami, a sąsiadem od garaży. Ten, usilnie chciał pozostać przy nowo przyjętych granicach i nawet długo nie czekając, garaże zalegalizował (początkowo nadzór nakazał je rozebrać). W tym, co się stało, nie widzi problemu. A do mediów oficjalnie wypowiadać się nie chce.

   Efekt podkopu terenu przez sąsiada odczuł budynek mieszkalny Gujdów.

– Na ścianach pojawiają się kreski, są pęknięcia w okolicy okien – mówi B. Gujda. – Podkop spowodował, że budynek zaczął „pracować”. Od zakończenia budowy domu w 1987 r. nie działo się nic. Dwa lata po podkopie pojawiły się pierwsze niepokojące oznaki. W zimie mury strzelają. Nie wiemy, co będzie za kilka czy kilkanaście lat. A nawet jeśli przystaniemy na to, co jest, za chwilę każą mi w domu okna zamurować, bo za blisko do granicy.

   Wojewoda Podkarpacki i Samorządowe Kolegium Odwoławcze były zgodne co do jednego – stan granic przed scaleniem należy przywrócić. Od tych decyzji sąsiad odwoływał się cztery razy do Naczelnego Sadu Administracyjnego. Sprawa nawet zahaczyła o Sąd w Warszawie, gdzie podtrzymano wcześniejsze decyzje i nakazano wrócić do granic przed 1993 rokiem. W ostatnich jednak decyzjach Sąd Administracyjny zaproponował, aby Gujdowie doszli do porozumienia z sąsiadem i zgodzili się na granice poscaleniowe

   Sprawa ma kilka segregatorów dokumentów, ale końca nie widać. Starostwo Powiatowe wydało orzeczenie o przywróceniu granic ewidencyjnych do stanu przedscaleniowego kilka lat temu, ale w efekcie niewiele się zmieniło. Słupki są zamarkowane w terenie tam, gdzie Gujdowie poszli na jakieś ustępstwo, a nie tam, gdzie właściwie powinny być.

Starostwo zaczęło podejmować działania, by strony jakoś pogodzić i aby wspólnie raz jeszcze zrobić rozgraniczenie. Gujdowie wiedzą, że sąsiad i tak się odwoła, bo ma do tego prawo. I sprawa zatacza koło.

   Mimo, że w jednej z decyzji SKO przedstawia, że państwo Gujdowie mogliby starać się o odszkodowanie za błędy urzędnicze, pani Bogusława chce jednego – bezpieczeństwa dla siebie, rodziny i bezpieczeństwa o własny dom.

Chcę, żeby zrobili mi mur oporowy od strony, gdzie powstała skarpa – by ktoś poniósł odpowiedzialność za błędy. I nie mam pewności, że to da gwarancję, że z domem nic się nadal nie będzie działo – przyznaje kobieta.

  

Starostwo z dobrą wolą i ograniczonymi możliwościami

Jak wyjaśnia Marian Sochacki, powiatowy geodeta, granice działki p. Gujdów w 1992 r. zamierzane były jako niezmiennik do scalenia, żeby mieć całą mapę. Przynajmniej tak powinno być – nie scalenie, tylko pomiar. Geodeta zmierzył w terenie – jak widział lub jak mu wskazano, naniósł i... okazało się po kilku latach, że granice biegną inaczej. I tutaj zrodził się problem.

– W tej sytuacji, jaka jest teraz, tam nie ma granic scaleniowych z 1993 r., one zostały uchylone – choć są na aktualnej mapie widoczne – wyjaśnia M. Sochacki. – Tam teraz należy wprowadzić nowe granice ewidencyjne. Tylko pytanie jest, jakie? To staramy się ustalić i wprowadzić w ewidencję. W terenie był geodeta, zastabilizował graniczniki wg granic z 1976 r. My tak naprawdę byliśmy gotowi na każdą granicę, tylko strony się odwoływały.

   Geodeci mogliby wyznaczyć między działkami skłóconych sąsiadów granicę, określoną jako sporną – by domknąć mapę. Chyba, że Ci się porozumieją

   Temat muru oporowego jest otwarty, ale Starostwo Powiatowe uznaje, że to nie należy do ich zadań. Owszem, służyliby pomocą, ale budowa na nie ich własności, nie wchodzi w grę. Inaczej, gdyby było to po scaleniu. Wówczas można to uczynić jako zagospodarowanie po scaleniu.

Mur powinien budować ten, kto wyrządził szkodę, kto spowodował problem – uznaje M. Sochacki.

   Sprawę załatwiłaby prawdopodobnie jedna „gruszka”. Koszty w zasadzie nie za wysokie w obliczu poważnego zagrożenia dla domu, ale pokryć je trzeba będzie samemu. I taka oto rzeczywistość – ktoś zawinił i powinien ponieść odpowiedzialność, ale to prosty człowiek, po 15 latach włóczenia się od urzędu do urzędu, sprawę będzie musiał załatwić sam. O ile jeszcze sąsiad na mur przystanie, bo nie wiadomo, czy gdzieś się nie odwoła.

Źródło: Gazeta Jarosławska

Facebook

LINKI

 

Pogoda


Mapa burzowa Polski

Komunikacja

b nlogo

Jawornik Polski - Rzeszów

Rozkład jazdy

 

e-podroznik

 

</>